Pożegnania są piękne, bo zaczynają nową przygodę...
Dzisiaj nadszedł ten dzień. Za 5 dni koniec roku szkolnego, a my wyprowadzamy się z Katowic. Ale zaraz. Jacy my? Dlaczego się wyprowadzamy? I kim ja w ogóle jestem? Może zacznę od samego początku.
Nazywam się Mary i mam 16 lat. Moją najlepszą przyjaciółką jest Aneta. Moja o rok młodsza przybrana siostra. Tak przybrana. W wieku 7 lat zostałam adoptowana przez jej rodziców, bo moi zginęli w katastrofie lotniczej. Jestem nieśmiała i nie przepadam za towarzystwem ludzi, ale co ja będę o sobie mówić. Nie jestem ani ciekawa, ani ładna. Nie ma co się nade mną rozwodzić.
Siedzę właśnie w pokoju moim i Anety i czekam aż się spakuje. Ja byłam spakowana już wczoraj po południu. A ona? Nie... Po co zrobić coś wcześniej i mieć spokój skoro można wszystko zrobić na ostatnią chwilę. Eh... Ja z nią zwariuję. Kocham ją, ale no ludzie... Zawsze powinno się robić wszystko wcześniej, ale jak widać to tylko moje zdanie. Przez to że ona nie spakowała się wcześniej ja muszę się nudzić. Teoretycznie mogłabym iść na spacer, ale jest za jasno. Lubię spacery, ale tylko i wyłącznie gdy jest ciemno, albo gdy pada deszcz.
Postanowiłam wyjąć z torby tablet i słuchawki. Podłączyłam je do niego. Weszłam na YouTube. Zobaczyłam, że mój ulubiony YouTuber, Eleven, dodał pierwszy odcinek z Abandoned Lab's Floors 3. Nie oglądałam kompletnie pierwszej i drugiej części tej gry, bo wtedy jeszcze nie byłam jego widzem. No, ale co? Aneta się pakuje, a jej rodzice, i tak jakby moi, są zajęci załatwianiem jeszcze czegoś. Założyłam słuchawki i wzięłam się za oglądanie...
Później
Poczułam, że ktoś szturcha mnie w ramię. Jak akurat kończyłam oglądać ostatni odcinek Abandoned Lab's Floors 2! Zastopowałam go, wyjęłam z uszu słuchawki i zwróciłam się ku tej osobie. Okazała się nią być Aneta.
- Co? - Zapytałam dość oschle. No co? Przerwała mi oglądanie Elevena.
- Nic. Tylko tyle, że musimy się zbierać. Z racji tego, że Eleven od chyba 5 dni nic na YT nie wrzucił obstawiam, że oglądałaś Madzię.
- Pudło. Eleven dodał odcinek z Abandoned Lab's Floors 3.
- A co to za cholerstwo jest?
- Aj... Nie będę Ci tłumaczyć. Jak kiedyś siądziesz i obejrzysz to się dowiesz. A obstawiam, że szybko tego nie zrobisz, bo żeby cokolwiek zrozumieć z tej gry musisz obejrzeć jeszcze część 1 i 2, bo historie się łączą.
- Aha. A teraz chodź! Bo się spóźnimy na samolot. - Powiedziała i pobiegła na dół. Dzisiaj zdecydowanie za dużo w niej energii. Ale co się dziwić zamieszkamy w mieście, w którym mieszka Leo z Bars And Melody. To jej ukochany zespół i tak się cieszy, bo bardzo chce ich spotkać. Trzymam za nią kciuki.
Wstałam z łóżka. Schowałam tablet i słuchawki z powrotem do torby, a właściwe do plecaka. Udało mi się spakować wszystko co najpotrzebniejsze do plecaka, takiego zwyczajnego szkolnego i to jest mój podręczny. Aneta oczywiście ma torbę jako ten bagaż. I to nie małą. Nie wiem po co jej tyle na zwykły lot. Z łóżka zgarnęłam jeszcze moją czapkę i założyłam ją. Niby jest ciepło, ale ja i tak mam na sobie czapkę, sweter na długi rękaw, koszulkę, spodnie, 3/4 bo krótszych w szafie nawet nie mam, i trampki. Oczywiście wszystko poza koszulką jest czarne. Ona jest różowa z białym kotkiem i napisem "Can't you see.. I'm twerking here?". W czym "twerking" jest kameleonem. Chodzi o to, że jest wykonany z czegoś co w zależności od światła jest ciemnoszare lub ciemnozielone. I tak wiem co znaczy ten napis i nienawidzę tańczyć. Wzięłam ją ze względu na słodziutkiego kociaka, który na niej jest. Jest uroczy. Jest wygięty pupą do góry i ma podniesiony ogon, a jego przednie łapki są ułożone tak jakby się rozciągał. Uwielbiam go!
Gdy spakowałam mój jedyny kontakt z internetem przez całą drogę do plecaka, zarzuciłam go na ramię i poszłam do samochodu, uprzednio zamykając drzwi domu, bo reszta czekała w samochodzie. Gdy wsiadłam od razu zapięłam pasy. Nie lubię podróżować. Źle mi się to kojarzy.
- Wszystko będzie dobrze Mary - Zapewniła mnie Oliwia. Tak czasem mówię do nich po imieniu. Nie umiałabym powiedzieć ciociu, wujku, mamo, tato. Dlatego oni zaproponowali mi, że zamiast pan, pani mam mówić do nich po imieniu.
- Oby... - Odpowiedziałam za co dostałam od Anety. Schyliła się do mnie.
- Nie ujawniaj swoich zapędów pesymistycznych. - Szepnęła mi na ucho. No tak... Jej rodzice nie wiedzą, że jestem pesymistką. W sumie to dobrze. Nie uśmiecha mi się łażenie po psychologach. Są ludzie z większymi problemami niż ja i to nimi powinni się zająć.
Gdy chciałam sięgnąć po tablet żeby dokończyć oglądać tamten odcinek Elevena ktoś mi przeszkodził. Oczywiście nie kto inny niż Aneta! Ja ją zaraz strzelę! A jak strzelę to zabiję!
- Nie dam Ci się wyłączyć. Nie licz na to. - Powiedziała groźnie.
- No weź... W samolocie po pierwsze nie będzie internetu, a po drugie nie można tam za bardzo korzystać z takich urządzeń. Nie znęcaj się nade mną...
- Nie ma. Najwcześniej po lądowaniu. Teraz nawet się nie waż, bo zabiorę Ci ten tablet i oddam dopiero w Walii, w domu.
- Dobra. - Warknęłam w jej stronę i zaczęłam oglądać widoki za oknem. W sumie nie dziwię się, że nie chciała mi pozwolić. Jakbym się wyłączyła to spóźnilibyśmy się na samolot.
Na samą myśl o tej piekielnej maszynie ciarki mnie przechodzą. Jakim cudem blaszany kolos może latać, a człowiek nie? To nie logiczne! Jestem lżejsza od tego ustrojstwa, a bez niego w powietrze się nie wbiję. Bez sens. Gdybym sama mogła latać byłoby duże mniejsze prawdopodobieństwo, że spadnę zabiję siebie i innych pasażerów. Gr... Szkoda, że nie ma innego szybkiego sposobu na przedostanie się z Polski do Walii. Na świecie jest tyle mądrych ludzi! Jakim cudem jeszcze nikt nie wynalazł teleportacji?
Nawet nie zauważyłam gdy dotarliśmy do piekielnego budynku. Wzięłam plecak i wysiadłam auta. Marcin otworzył bagażnik, a ja wyjęłam swoje 2 walizki. Myślicie, że to dużo? Aneta ma 3 i ledwo je zamknęła. Ja swoje zamknęłam bez problemu i nawet na nich nie siedziałam. Bez pośpiechu zaczęłam kierować się w stronę wejścia na lotnisko.
Gdy już byłam pod drzwiami reszta dopiero jak szalona biegła w ich stronę. Nie wiem po co się spieszą. Mamy jeszcze tyle czasu. Pewnie nie chce im się stać w kolejkach. W sumie to mi też. Eh... Nie chcę tu być... Żeby tylko nic się nie stało... Nie uśmiecha mi się śmierć.
Wszyscy mnie wyprzedzili po drodze zabierając ode mnie moje walizki. Ja sobie powoli szłam. Nie śpieszy mi się do lotu. Usiadłam na ławce i zaczęłam czekać na resztę. Po jakiejś chwili dołączyła do mnie Aneta.
- Nie bój się Mary. Wszystko będzie dobrze.
- Czy do Ciebie nie dociera, że ja się niczego nie boję.
- A pająki? A woda?
- To się nie liczy. To są fobie, a niektórzy z fobiami się rodzą. Na przykład ja.
- Skoro tak mówisz.
- Tak. Dokładnie tak mówię. - Usłyszałam jak wzywają pasażerów naszego lotu. Niechętnie się podniosłam i skierowałam w stronę bramek odprawy celnej. Tam czekali na nas rodzice mojej przyjaciółki. Na szczęście nie musieliśmy długo czekać, bo byliśmy z przodu kolejki. Gdy nadeszła nasza kolej podeszłam do taśm. Zdjęłam buty, bransoletkę i wisiorek. Z kieszeni wyjęłam telefon, jakieś moje drobne, i słuchawki do telefonu tzw. pchełki, a z plecaka tablet słuchawki do niego i inne metalowe pierdoły. Buty i plecak dałam bezpośrednio na taśmę, a resztę włożyłam jeszcze do specjalnego pojemnika. Przeszłam przez bramkę. Nic na szczęście nie pikało. Poczekałam aż odzyskam moje rzeczy. Wszystko popakowałam, pochowałam, a to co miałam ubrać ubrałam. Następnie przeszliśmy przez odprawę paszportową. Nic trudnego. Podchodzi się do jakiejś śmiesznej kabiny. Podaje się osobie siedzącej tam paszport, bądź dowód i idzie się do poczekalni. Teraz mieliśmy czekać. Znowu! Przez szybę było widać pas startowy i te diaboliczne puszki. Czy się bałam? Bardzo. Czy chciałam pomocy? Nie. Gdybym jej chciała to oznaczałoby, że się boję. Mogę się bać dla siebie, ale nie dla innych. Po jakiś 20 minutach zaczęli mówić, że pasażerowie lotu jakiegoś tam Katowice - Londyn-Luton kierowali się w stronę wyjścia na pas startowy. Odszukałam resztę osób i już po chwili siedziałam w puszce. Na szczęście siedziałam najbliżej przejścia, obok mnie jakaś pani, a obok niej Aneta. Czemu nie siedziałyśmy obok siebie? Bo ona oczywiście musi siedzieć przy oknie. Ma lęk wysokości, a i tak chce siedzieć przy oknie. Nie rozumiem jej kompletnie.
Całe szczęście, że mój plecak jest mały. Mogę go schować pod fotel, co oznacza, że praktycznie od razu będę mogła wyjść z tego ustrojstwa. Gdy już miałam zapięte pasy z plecaka wyjęłam tablet i słuchawki. Założyłam je na uszy i włączyłam muzykę. Nie chciałam nawet słuchać o tych wszystkich procedurach na wypadek jakiejś awarii. Po chwili poczułam, ze samolot zaczął kołować po pasie. Wzięłam wtedy w ręce mój wisiorek. Żeby tylko nic się nie stało... Żeby nic się nie stało... Powtarzałam sobie w kółko. Wtedy poczułam, że lecimy. Postanowiłam oddać się muzyce. Akurat leciał mi w tle utwór Sylwii Przybysz "Plan". Bardzo lubię tą piosenkę. Głównie dlatego, że Mezo w niej rapuje.
Cały lot miałam zamknięte oczy i słuchałam muzyki. Teraz jesteśmy już na lotnisku i czekamy na nasze bagaże. Śmiesznie być na kontynencie* na którym urodził się mój ojciec. Zdaje się, że on w Walii się urodził. Co jest w sumie komiczne, bo wracam tam po jego śmierci. Z tego co pamiętam urodził się w Port Talbot. I tam też się przeprowadzamy. A skąd wiem, że tam przyszedł na świat? Jak byłam mała rodzice zabrali mnie tam ze 2-3 razy. Nawet dobrze to miasto pamiętam. Zapowiadają się przyjemne nocne spacery. Coś czuję, że dzisiaj się na jeden wybiorę. Gdy zauważyłam moje walizki wzięłam je z taśmy i skierowałam się w stronę kolejnej odprawy paszportowej. Zanim do niej doszłam dogoniła mnie reszta. Gdy przeszliśmy już odprawę skierowaliśmy się do wyjścia. Czekał tam na nas samochód. Dokładnie Ford Mondeo z 2010, czarny. Nawet ładny. Ale bardziej podobają mi się z 2003. Marcin podszedł do bagażnika i zaczął pakować do niego bagaże. Ja w tym czasie wsiadłam do samochodu. Za raz po mnie wsiadła Aneta, Oliwia i na końcu Marcin.
- Jeżeli mogę zapytać czemu tutaj przylecieliśmy, a nie na jakieś lotnisko w Walii. - Zapytałam.
- Tutaj niedaleko mieszka mój znajomy, który sprzedaje samochody. I przylecieliśmy tu żeby było prościej. - Odpowiedział mężczyzna. Ja nie odpowiedziałam. Wyjęłam znowu tablet i postanowiłam dokończyć oglądać Elevena.
Później. W Port Talbot.
Właśnie dojechaliśmy. Droga... Nawet nie wiem kiedy zleciała. Znowu się wyłączyłam. Ale nie tylko na Jedenastku. Oglądałam jeszcze Madzię i Kinę w Simsach4, MineCraft u Verteza, Happy Wheels u Neskota i Kieszonkowy przegląd gier również u Neskota. Miałam co nadrobić, bo ostatnio nic nie chciało mi się oglądać.
Gdy się zatrzymaliśmy jako pierwsza wysiadłam z samochodu i z bagażnika wyjęłam swoje bagaże. Dom był... Spory. Na prawdę spory. Nie był nowoczesny ani starodawny. Był idealny. Ale to z zewnątrz. Z wejściem czekałam na rodzinę. Gdy już wszyscy zabrali swoje rzeczy z samochodu Marcin otworzył drzwi. Zobaczyłam wtedy piękny salon. Był... Przytulny. Czuć było rodzinną atmosferę. Był raczej w odcieniach brązu.
- Chodźcie dziewczyny. Pokażę wam wasze pokoje. - Oznajmiła Oliwia, a ja i Aneta poszłyśmy za nią. Ale... Czy ja usłyszałam pokoje? Będziemy miały osobne. Fajnie. Tylko mam nadzieję, że Aneta nic głupiego nie zrobi, bo jak tak to ją zamorduję gołymi rękami. Na chwilę się zatrzymałyśmy. Matka mojej przyjaciółki otworzyła przed nią drzwi i wpuściła ją do zdaje się jej pokoju. Ze mną poszła dalej. To był koniec korytarza. Otworzyła przede mną drzwi i wpuściła mnie do mojego pokoju.
- Wiemy jak nie lubisz z pokoju wychodzić dlatego masz takie warunki, że tylko do szkoły i żeby coś zjeść musisz wyjść z niego. - Powiedziała i się oddaliła. Odłożyłam plecak w miejsce w którym stałam. Pokój był przecudowny. Ściany były białe z resztą podłoga też. Na ścianach nie było nic. Wszystko inne było czarno-białe. Był idealny. Na ścianie naprzeciwko łóżka wisiał telewizor taki nawet spory. Był tak powieszony, że nawet siedząc przy biurku mogłam oglądać to co w nim leci. Był przestronny. Zobaczyłam duże przeszklone drzwi. Przeszłam przez nie i znalazłam się na balkonie. Nie był ani duży, ani mały. Był idealny. Gdy z powrotem weszłam do pomieszczenia w oczy rzuciły mi się jeszcze jedne drzwi. Otworzyłam je i zobaczyłam łazienkę. Była średnich rozmiarów i ona również była czarno- biała. Była toaleta, zlew, lustro, prysznic i wanna. Poza tym jeszcze pełno szafek. Normalnie skombinuję sobie jeszcze malutką lodówkę pod biurkiem i jakąś plakietkę na drzwi z napisem typu "Strefa gamera. Wchodzisz na własną odpowiedzialność", i będzie idealnie. Coś czuję, że będzie mi tu dobrze. Ale mam też przeczucie, że nie zabawię tu na długo...
Nie marnując czasu poszłam się rozpakować. W końcu ciuchy same do szafy nie wejdą. Pudełka od gier i płyt same się nie ułożą. Figurki same na półki nie wskoczą. Książki same do biblioteczek nie wskoczą, a plakaty same na ścianach nie powieszą...
~***~
Hej hej!
Jak się podoba. Mi bardzo. A to jest wielka rzadkość. To tylko wprowadzenie było (ta... 2147 słów...). Rozkręciłam się i tyle. Nie wiem czy następne rozdziały też będą takie długie. Nie umiem powiedzieć. Ja będę się starać aby takie były, ale nie wiem jak z Anetą. Rozdziały będą pojawiać się raz w tygodniu albo w sobotę, albo w niedzielę. Nie proście żeby były wcześniej bo i tak nie będzie. Co do szablonu. Na razie zostanie taki. Może go zmienię na ładniejszy niż ten, ale na razie o jakim profesjonalnym nie myślcie. Moja zaufana szabloniarnia obecnie nie przyjmuje zamówień, a z innej zamawiać nie będę. Obiecuję, że gdy tylko zaczną przyjmować zamówię tam szablon. Nie będę się rozpisywać. Więc. W komentarzach piszcie co sądzicie. Każdy komentarz to wielka motywacja i zwiększa chęci do pisania dalej :D. Więc proszę o komentowanie.
Ja już się żegnam.
Zamyślona Marzycielka.
Całe szczęście, że mój plecak jest mały. Mogę go schować pod fotel, co oznacza, że praktycznie od razu będę mogła wyjść z tego ustrojstwa. Gdy już miałam zapięte pasy z plecaka wyjęłam tablet i słuchawki. Założyłam je na uszy i włączyłam muzykę. Nie chciałam nawet słuchać o tych wszystkich procedurach na wypadek jakiejś awarii. Po chwili poczułam, ze samolot zaczął kołować po pasie. Wzięłam wtedy w ręce mój wisiorek. Żeby tylko nic się nie stało... Żeby nic się nie stało... Powtarzałam sobie w kółko. Wtedy poczułam, że lecimy. Postanowiłam oddać się muzyce. Akurat leciał mi w tle utwór Sylwii Przybysz "Plan". Bardzo lubię tą piosenkę. Głównie dlatego, że Mezo w niej rapuje.
Cały lot miałam zamknięte oczy i słuchałam muzyki. Teraz jesteśmy już na lotnisku i czekamy na nasze bagaże. Śmiesznie być na kontynencie* na którym urodził się mój ojciec. Zdaje się, że on w Walii się urodził. Co jest w sumie komiczne, bo wracam tam po jego śmierci. Z tego co pamiętam urodził się w Port Talbot. I tam też się przeprowadzamy. A skąd wiem, że tam przyszedł na świat? Jak byłam mała rodzice zabrali mnie tam ze 2-3 razy. Nawet dobrze to miasto pamiętam. Zapowiadają się przyjemne nocne spacery. Coś czuję, że dzisiaj się na jeden wybiorę. Gdy zauważyłam moje walizki wzięłam je z taśmy i skierowałam się w stronę kolejnej odprawy paszportowej. Zanim do niej doszłam dogoniła mnie reszta. Gdy przeszliśmy już odprawę skierowaliśmy się do wyjścia. Czekał tam na nas samochód. Dokładnie Ford Mondeo z 2010, czarny. Nawet ładny. Ale bardziej podobają mi się z 2003. Marcin podszedł do bagażnika i zaczął pakować do niego bagaże. Ja w tym czasie wsiadłam do samochodu. Za raz po mnie wsiadła Aneta, Oliwia i na końcu Marcin.
- Jeżeli mogę zapytać czemu tutaj przylecieliśmy, a nie na jakieś lotnisko w Walii. - Zapytałam.
- Tutaj niedaleko mieszka mój znajomy, który sprzedaje samochody. I przylecieliśmy tu żeby było prościej. - Odpowiedział mężczyzna. Ja nie odpowiedziałam. Wyjęłam znowu tablet i postanowiłam dokończyć oglądać Elevena.
Później. W Port Talbot.
Właśnie dojechaliśmy. Droga... Nawet nie wiem kiedy zleciała. Znowu się wyłączyłam. Ale nie tylko na Jedenastku. Oglądałam jeszcze Madzię i Kinę w Simsach4, MineCraft u Verteza, Happy Wheels u Neskota i Kieszonkowy przegląd gier również u Neskota. Miałam co nadrobić, bo ostatnio nic nie chciało mi się oglądać.
Gdy się zatrzymaliśmy jako pierwsza wysiadłam z samochodu i z bagażnika wyjęłam swoje bagaże. Dom był... Spory. Na prawdę spory. Nie był nowoczesny ani starodawny. Był idealny. Ale to z zewnątrz. Z wejściem czekałam na rodzinę. Gdy już wszyscy zabrali swoje rzeczy z samochodu Marcin otworzył drzwi. Zobaczyłam wtedy piękny salon. Był... Przytulny. Czuć było rodzinną atmosferę. Był raczej w odcieniach brązu.
- Chodźcie dziewczyny. Pokażę wam wasze pokoje. - Oznajmiła Oliwia, a ja i Aneta poszłyśmy za nią. Ale... Czy ja usłyszałam pokoje? Będziemy miały osobne. Fajnie. Tylko mam nadzieję, że Aneta nic głupiego nie zrobi, bo jak tak to ją zamorduję gołymi rękami. Na chwilę się zatrzymałyśmy. Matka mojej przyjaciółki otworzyła przed nią drzwi i wpuściła ją do zdaje się jej pokoju. Ze mną poszła dalej. To był koniec korytarza. Otworzyła przede mną drzwi i wpuściła mnie do mojego pokoju.
- Wiemy jak nie lubisz z pokoju wychodzić dlatego masz takie warunki, że tylko do szkoły i żeby coś zjeść musisz wyjść z niego. - Powiedziała i się oddaliła. Odłożyłam plecak w miejsce w którym stałam. Pokój był przecudowny. Ściany były białe z resztą podłoga też. Na ścianach nie było nic. Wszystko inne było czarno-białe. Był idealny. Na ścianie naprzeciwko łóżka wisiał telewizor taki nawet spory. Był tak powieszony, że nawet siedząc przy biurku mogłam oglądać to co w nim leci. Był przestronny. Zobaczyłam duże przeszklone drzwi. Przeszłam przez nie i znalazłam się na balkonie. Nie był ani duży, ani mały. Był idealny. Gdy z powrotem weszłam do pomieszczenia w oczy rzuciły mi się jeszcze jedne drzwi. Otworzyłam je i zobaczyłam łazienkę. Była średnich rozmiarów i ona również była czarno- biała. Była toaleta, zlew, lustro, prysznic i wanna. Poza tym jeszcze pełno szafek. Normalnie skombinuję sobie jeszcze malutką lodówkę pod biurkiem i jakąś plakietkę na drzwi z napisem typu "Strefa gamera. Wchodzisz na własną odpowiedzialność", i będzie idealnie. Coś czuję, że będzie mi tu dobrze. Ale mam też przeczucie, że nie zabawię tu na długo...
Nie marnując czasu poszłam się rozpakować. W końcu ciuchy same do szafy nie wejdą. Pudełka od gier i płyt same się nie ułożą. Figurki same na półki nie wskoczą. Książki same do biblioteczek nie wskoczą, a plakaty same na ścianach nie powieszą...
~***~
Hej hej!
Jak się podoba. Mi bardzo. A to jest wielka rzadkość. To tylko wprowadzenie było (ta... 2147 słów...). Rozkręciłam się i tyle. Nie wiem czy następne rozdziały też będą takie długie. Nie umiem powiedzieć. Ja będę się starać aby takie były, ale nie wiem jak z Anetą. Rozdziały będą pojawiać się raz w tygodniu albo w sobotę, albo w niedzielę. Nie proście żeby były wcześniej bo i tak nie będzie. Co do szablonu. Na razie zostanie taki. Może go zmienię na ładniejszy niż ten, ale na razie o jakim profesjonalnym nie myślcie. Moja zaufana szabloniarnia obecnie nie przyjmuje zamówień, a z innej zamawiać nie będę. Obiecuję, że gdy tylko zaczną przyjmować zamówię tam szablon. Nie będę się rozpisywać. Więc. W komentarzach piszcie co sądzicie. Każdy komentarz to wielka motywacja i zwiększa chęci do pisania dalej :D. Więc proszę o komentowanie.
Ja już się żegnam.
Zamyślona Marzycielka.
Ohoho długo juz ten blog istnieje a ja zabieram się dopiero za czytanie xd
OdpowiedzUsuńWiec pozdrawiam i lecę czytać dalej 😘