sobota, 16 stycznia 2016

Rozdział 16: Wypadek


 Bywa tak, że dzięki najgorszym rzeczą znajdujemy najlepsze rozwiązania...

Od wizyty mojej i Leo w domu, który niegdyś był moich rodziców minęło kilka dni. Powiem szczerze, że mam kompletnie tego wszystkiego dość. Zastanawiałam się czy nie wrócić wcześniej. Chciałam się poradzić Elka, ale on chce wyjść jako osoba neutralna żeby w razie co nie było na niego. Obecnie siedzę w kuchni. Jest wieczór mam totalnie wszystkiego dość. Chciałabym już wrócić do taty... Do Mateusza. Jak na zawołanie zadzwonił mój telefon. Spojrzałam na wyświetlacz i odebrałam.
- Cześć Marcin fajnie, że dzwonisz.
- Cześć Mary. I jak? Zostajesz czy wracasz?
- Jak na dzień dzisiejszy wracam - odparłam z uśmiechem. Serio się z tego cieszę. Brakuje mi go.
- Coś nie tak?
- Nie. Czemu pytasz? - wskoczyłam na blat.
- Bo chcesz wracać. I jesteś nadzwyczaj wesoła.
- Jestem wesoła, bo do mnie zadzwoniłeś i tyle.
- A co z Anetą?
- Nic. Nie ważne.
- Dobrze nie będę wnikać - zaśmiał się. - Co słychać?
- Nic ciekawego właściwie. A u Ciebie?
- Wiesz... Dużo pracy jest.
- Właśnie! Ty w domu?
- Tak, ale za chwilę wychodzę.
- Bierzesz nocne zmiany?
- Nie mam z kim wieczorami siedzieć więc zdarza się.
- Już niedługo wracam. Teraz to tylko kwestia czasu.
- Mary wybacz, ale muszę już kończyć. Do zobaczenia kochanie.
- Tak... Do zobaczenia - po tym usłyszałam tylko pikanie. Wyszłam z kuchni i skierowałam się do siebie. Po drodze natknęłam się na Anetę, ale standardowo nie odzywałyśmy się do siebie. Chwilę siedziałam w pokoju, ale nie mogłam znieść tej ciszy. Otworzyłam balkon i zaczęłam schodzić na dół.
- A ty gdzie? - usłyszałam za sobą będąc już na dole. To byli chłopcy. Super tylko tych dwóch mi brakowało.
- Idę na spacer. Dajcie mi spokój. To, że kiedyś coś nas łączyło nie znaczy, że dalej tak jest.
- Przestań Mary.
- Co mam przestać? To wy, a zwłaszcza ty - wskazałam palcem na blondyna - mnie ostatnio prześladujecie. Nie możecie dać mi po prostu spokoju?
- Jeżeli nas posłuchasz.
- Ok - podniosłam ręce w geście obronnym. - Tylko szybko - chłopaki kiwnęli do siebie głowami i Charlie wyjął z za pleców gitarę. No chyba ich pogwizdało! - Nie!
- Tak - powiedzieli i mój niegdyś przyjaciel zaczął grać Hopeful. Trafił w mój czuły punkt...

Później
Siedzę w domu, w pokoju, przed komputerem i oglądam odcinek mojego przyjaciela z Issaca. Nigdy mi się nie znudzi oglądanie jak on w to lami. Jest przy tym niezły ubaw.
Cieszę się, że chłopaki gdzieś poszli. Mam chociaż od nich spokój. Żeby się uwolnić powiedziałam im, że za kilka dni wyjeżdżam. Teoretycznie jadę w przyszłym tygodniu, ale to inaczej powiedziane parę dni więc nie uważam żebym skłamała. Dziwi mnie to, że zaczynam tych dwóch przygłupów lubić.  Nie podoba mi się to. Lata mojej przyjaźni z nimi zostały pogrzebane wraz z moim rodzicami i nie należy do tego wracać.
Nawet nie ogarnęłam kiedy odcinek się skończył. Ej! Przecież on trwał około dwóch godzin! Nagle usłyszałam jak burczy mi w brzuchu. No zajebiście! Teraz jeszcze może zacznę jeść jak najnormalniejszy na świecie człowiek?! Jako że z praktyki wiem, że głodówki nie przynoszą nic dobrego postanowiłam pójść po coś do kuchni. Wyszłam z pomieszczenia i zeszłam na dół. Tam zobaczyłam oglądających jakiś serial i śmiejących się Anetę, Leo i Charlie'go. Pewnie gdybym była normalna siedziałabym z nimi. Jednak nie jestem! I powiem, że cieszę się z tego. Wyjęłam jakiś jogurt z lodówki, a z szuflady łyżeczkę, oparłam się o blat, spuściłam głowę i zaczęłam jeść. Nie czułam praktycznie jego smaku. Byłam zbyt... Zdołowana? Tak... To chyba dobre słowo. Szkoda, że nie ma przy mnie Mateusza... On na pewno by mnie wsparł. Sam też ma problemy, ale na wzajem sobie pomagamy. 
Poczułam czyjeś ręce na mojej talii. Cholera jasna... Czy on da mi kiedyś spokój?
- Czego ty chcesz? - zapytała nie dość, że smuta to jeszcze zmarnowana. Tak. Okazuję uczucia przy ludziach. Zdarza mi się. Rzadko, ale jednak.
- Odzyskać przyjaciółkę - odłożyłam puste opakowanie z łyżeczką na bok. W moich oczach pojawiły się łzy.
- To idź do góry. Z tego co kojarzę z nią też nie układa wam się za dobrze.
- Jest ok. Chcę odzyskać tą, którą straciłem 12 lat temu... - otarł moje łzy, które zaczęły swobodnie płynąć. - Chcę żeby było tak jak kiedyś.
- Spóźniłeś się 12 lat. 
- Wiem, ale dalej mam nadzieję, że nie jest za późno.
- Jest. Sam powiedziałeś, że jestem zupełnie inna niż kiedyś.
- To prawda, ale wtedy nie miałem racji - odwróciłam od niego wzrok. - Mary proszę...
- Nie! Twoje prośby i tak nic nie dadzą! Mam tylko jednego przyjaciela. Już niedługo znowu go zobaczę...
- Co znowu ten mistyczny ktoś z Norwegii?
- Nie mistyczny tylko prawdziwy i nie z Norwegii tylko z Polski tumanie! Jego rodzice po prostu wyprowadzili się do Skandynawii i w wakacje ich odwiedza! Możesz go zobaczyć w każdej chwili! Wpisz sobie w YouTube Eleven! - chciałam odejść, ale mnie zatrzymał, odwrócił w swoją stronę i przytulił. - Nienawidzę Cię... Wszystko niszczysz... Najbardziej mnie - próbowałam się wyrwać, ale był silniejszy. Zaczęłam płakać. Cholera jasna...
- Czemu aż tak bardzo mnie nienawidzisz przez to co się stało 12 lat temu?
- To nie przez to. Wszedłeś w moje życie, moją przyjaźń bez zaproszenia. Odkąd Aneta was poznała totalnie mnie olewa.
- Przecież możesz przyjść do nas. Nikt Ci nie broni.
- Nie Charlie... To nie chodzi czy mogę, czy nie. Prawda jest taka, że odkąd jest Bambino ciągle o was nawija. Naprawdę to jest irytujące. Gdy ja chciałam coś powiedzieć o moich gustach muzycznych ona zmieniała temat na was. To samo tyczy się innych rzeczy. Ma pretensje do mnie, że nie mówię jej o moich problemach, a to ona mi nie daje. Już nie raz chciałam jej tyle powiedzieć, ale ona nagle zmieniała temat na siebie i na was. 
- Mówiłaś jej o tym?
- Nie. Po co? Cieszę się jej szczęściem, ale niech nie ma pretensji do mnie, że też staram się byś szczęśliwa - odsunął mnie i znów otarł łzy.
- I dlatego wyjeżdżasz?
- Tak. Nie umiem tu mieszkać... Leo może Ci pokazać dlaczego.
- Nie możesz byś szczęśliwa tu?
- Bez Mateusza? To niemożliwe. Prawdę mówiąc jest mi najbliższy... Wie o mnie więcej niż wy wszyscy razem wzięci - nie odpowiedział. Wiem, że go tym zraniłam, ale wolę powiedzieć mu najgorszą prawdę niż najlepsze kłamstwo. Poszedł do góry i pewnie wszedł do pokoju Anety. Poszłam w jego ślady, ale ja poszłam do mojego mini mieszkanka. Zamknęłam drzwi i usiadłam pod nimi. Dostałam wiadomość.

Od: Mateusz "Boss Rush, Boss Rush, bo się posrasz"*
Dobranoc M ;)
P.S. Jak Ci się odcinek podobał?

Do: Mateusz "Boss Rush, Boss Rush, bo się posrasz"
Dobranoc Elek :)
P.S. Jak zwykle lamo zajebisty.

Ja go za tę nazwę ubiję! Musiał akurat ten cytat sobie dostawić. Jakby ktoś nie wiedział to jest jego najpopularniejszy tekst z Issaca. Zawsze mnie rozwala i za każdym razem tak samo. Tak. To zdecydowanie poprawiło mi trochę humor. Jeszcze bardziej pociesza mnie myśl, że już niedługo do niego wrócę. Położyłam głowę na kolanach i zaczęłam oczyszczać głowę ze wszystkiego co dobre, złe czy nawet neutralne. Nie zwróciłam nawet uwagi kiedy pogrążył mnie sen...

Rano
Obudziło mnie walenie do drzwi. Byłam na podłodze. Bolał mnie kręgosłup. Super... Znowu będę miała problemy z chodzeniem. Nie wiem dlaczego, ale gdy boli mnie kręgosłup nie mogę chodzić. To normalne?
- Mary otwieraj te cholerne drzwi! - usłyszałam wrzaski Charlie'go. No go chyba grzmi. Odsunęłam się trochę i dalej położyłam się spać. Jak już spałam na podłodze całą noc to, jak teraz się na niej kimnę nic mi się nie stanie. Usłyszałam tylko jak wparował do pokoju. Chyba był z nim jeszcze ktoś. - Co ty robisz na podłodze?!
- Śpię.
- Idź na łóżko.
- Wal się na ryj - mruknęłam po polsku. Po chwili ogarnęłam, że on i tak nie zrozumiał. - Spadaj. Tu mi dobrze. Zimno, ale dobrze.
- Chcesz być chora?
- Nie. Nie chorowałam od bardzo dawna więc mam pewność, że teraz też to się nie stanie - westchnął zirytowany.
- Mary nie rób sobie jaj - usłyszałam głos Leo.
- Dajcie wy mi wszyscy święty spokój! - krzyknęłam do nich. - Kim wy niby jesteście żeby mówić mi co mam robić?!
- Jesteśmy... - przerwałam blondynowi.
- Wiem co chcesz powiedzieć i odpowiedź jest inna. Jesteście nikim! Nie ma dla was żadnej w moim życiu roli! Mówiłam już. Mam tylko jednego przyjaciela.
- To czemu do niego nie wrócisz?! - zapytał wściekły Charlie.
- Bo obiecałam jemu, sobie i Marcinowi, że zostanę tu co najmniej dwa tygodnie!
- Zawsze możesz wymigać się od obietnicy - przegiął. Wstałam i podeszłam do niego. Po raz pierwszy stałam z nim twarzą w twarz. Tak blisko... Niczym wrogowie...
- Naucz się gwiazdeczko jednej rzeczy. Ja nigdy nie łamię obietnic - jeszcze chwilę na siebie patrzyliśmy. Odepchnęłam go i wybiegłam. Jak ja go nienawidzę! Czemu musiałam jako dziecko zaprzyjaźnić się z właśnie nim? Wszystko zaczęło mi się rozmazywać. No tak w końcu zaczęłam płakać, a w soczewkach to się właśnie tak kończy. Nagle poczułam jak się o coś potykam i spadam w dół. Poczułam uderzenie... Najpierw w lewą rękę i nogę, a następnie w prawe. Kolejne były brzuch, a tuż po nim plecy. Gdy już byłam na dole poczułam ogromny ból w głowie.
- Mary! - to było ostatnie co usłyszałam. Dalej widziałam tylko ciemność...

Jakiś czas później
Co tu się dzieje? Gdzie ja jestem? Czemu nie mogę się ruszyć? Czemu czuję obecność innych? Nic z tego nie rozumiem... Co się ze mną stało? Zaraz... Pamiętam, że spadłam ze schodów w domu. Wcześniej... Kłóciłam się z Charlie'm. To dziwne. Nie czuję teraz na niego złości. Może powinnam? Chyba nie... A może? 
- Mary! - usłyszałam jakbym wołała siebie. Nagle przestałam czuć co dzieje się w okół mnie. Znalazłam się w białym pomieszczeniu... Było całkowicie pusto. Przede mną pojawiły się nagle dwie postacie. Były mną... Jedna miała białą poświatę i w ogóle ubrała się na biało. Druga nie była czerwona jak to zwykle w filmach lecz czarna, ale z krwistą poświatą.
- Kim wy do cholery jesteście?
- Jesteśmy Tobą złociutka - powiedziała pewna siebie czarna.
- Wybacz za nią ona tak ma.  Nie jesteśmy do końca Tobą. Jesteśmy częścią Ciebie. Jak się pewnie domyślasz ja to ta dobra, a ta obok zła. 
- O co wam chodzi?
- Jesteśmy tu by pomóc Ci rozwiązać jakiś problem, ale nie taki typu wskrzeszenie rodziców czy coś w tym rodzaju. Chodzi o problem myślowy.
- Zaraz... Ty mi próbujesz narzucić jakiś problem.
- Nie. Mówię, że możesz wybrać taki, którego chcesz się pozbyć, a my Ci pomożemy.
- Zanim wybiorę to rozumiem czemu ty tu jesteś, ale ona? - wskazałam na tą co ponoć ma być zła.
- Widzisz. Wszystko ma swoje plusy i minusy. Ja pomogę zauważyć Ci dobre strony wszystkiego, a ona złe - kiwnęłam głową. Postanowiłam usiąść. One również to zrobiły. - Pamiętaj. Mamy czas. Nigdzie nam się nie śpieszy - uśmiechnęła się biała. Odwzajemniłam to. Zaczęłam myśleć, którego problemu chciałabym się tak najbardziej pozbyć. Jedyny jaki mi przyszedł do głowy to z Charlie'm...
- Chciałabym żebyście pomogły rozwiązać problem, który ostatni mnie męczy. Chodzi o Charlie'go...
- Ale w czym potrzebujesz pomocy? Nie rozumiem. Przecież rozwiązanie jest jasne. Zależy mu na Tobie i chce Cię odzyskać.
- Ty jak zwykle o ludzkiej wspaniałości. Powiedzmy sobie Mary prawdę. On to gwiazda, wyjechał bez pożegnania, nie próbował Cię znaleźć przez 12 lat... Nie zależy mu na Tobie. Chce tylko sobie ulżyć i oczyścić konto.
- Nie słuchaj jej. Charlie na pewno tego żałuje. Poza tym to szczery człowiek. Jeżeli mówi, że chce Cię odzyskać to mówi prawdę. Tak jak ty zawsze dotrzymuje słowa...
- Jakoś nie dotrzymał słowa i opuścił ją.
- Tak, ale to była siła wyższa.
- Wyższa czy niższa to nie ważne. On nie dość, że ją zostawił to wyjechał i się nie pożegnał. 
- Rodzina nie dała mu na to szansy. 
- Gdyby mu na niej zależało zrobił by wszystko żeby powiadomić ją o wyjeździe.
- A skąd wiesz, że nie robił?
- To logiczne. Gdyby chciał to by to zrobił i nasza Mary nie miała by żadnych problemów.
- Owszem. Mógł zrobić więcej, ale sam przeczuwał, że coś się stanie. Dlatego dał Mary bransoletkę... Chciał żeby jej o nim przypominała.
- To tylko głupia rzecz. Zawsze mogła ją zgubić.
- Ale nie zgubiłam. To mój talizman. Do dziś go noszę. Uwielbiam ją. Dopóki nie zobaczyłam dlaczego nie pamiętałam nawet od kogo ją dostałam. Teraz już wiem. Wiem co robić. Dziękuję.
- Zaraz... Musisz nam powiedzieć co zamierzasz. Musimy wiedzieć która wygrała.
- A czy to ważne, która z was zwyciężyła? Przecież tu nie liczą się wygrane tylko to, że pomogłyście.
- Masz rację - kiwnęła do mnie głową biała po czym oby dwie się rozpłynęły. 
Biały pokój zniknął ja znowu nie widziałam nic. Wyczuwałam obecność wszystkich. Była Oliwia, Aneta, Leo i Charlie. Myślałam, że powiadomili Elka. W sumie... Skąd? Nikt poza mną nie ma do niego numeru. Czy oni wszyscy muszą tu siedzieć? Dziwnie mi z tym. 
- Może pójdziemy coś zjeść? - zaproponowała Oliwia. Wyszli. Został tylko Charlie. Akurat liczyłam, że on pójdzie! Niby wiem co zrobię, ale nie chcę żeby spędzał teraz ze mną czas. Powiem mu wszystko dopiero przed wyjazdem. Nagle wstał. Usiadł na krześle przy łóżku.
- Przepraszam Mary. Jestem idiotą - podniósł się. Nachylił się i pocałował mnie w czoło. Ma racje jest idiotą, ale takim, który coś osiągnął. W przeciwieństwie do mnie, bo ja już przegrałam...

~***~
Hejo! Witam was w ten sobotni poranek. I jak rozdział się spodobał? Mi tak nawet. Nastąpił mały zwrot akcji i Mary jest w szpitalu. Jak widać dziewczyna wie co chce zrobić, a wy pewnie się domyślacie. Ja jednak nic nie zdradzę i o wszystkim dowiecie się za 2 tygodnie. Znaczy chyba. Nie wiem czy Aneta się zajmie rozdziałem czy nie także tego. I kto już ma ferie? Ja! Tak się mega cieszę... Odpocznę sobie, bo ostatnio działo się aż za dużo. A teraz nie przedłużam.
Przypominam o pozostawieniu komentarza pod tym rozdziałem gdyż one bardzo motywują do dalszej pracy :D
Jeżeli chcecie być z rozdziałami na bieżąco możecie wcisnąć niebieski guzik w prawym górnym rogu.
Do zobaczenia
Zamyślona Marzycielka :)

1 komentarz:

  1. Hej fajny rozdział i czekam na kolejny ale to az tydzień
    Pozdrawiam Marcela

    OdpowiedzUsuń